
Mało doświadczonego zawodnika dźwięk słowa „rozprężalnia” potrafi przyprawić o niezłe dreszcze. Tłok, pośpiech, nerwy – kto nie zna tego stresu? Spróbujmy więc odczarować ten przerażający kawałek placu!
„Ile tu stoi! Czy to na pewno jest moja wysokość? Ile płotków! Strasznie kolorowe te przeszkody... A ten najazd! Może jednak nie pojadę...! No nie ma opcji, nie zapamiętam tych pokręconych zakrętów” - czyli pierwsza gonitwa myśli pojawiająca się na parkurze. O ile nie macie trenera, który próbuje was zabić, wysokość tylko wydaje się większa niż powinna. Na zapamiętanie parkuru rada jest tylko jedna: przejść parkur tyle razy, żeby w głowie nie pozostała żadna wątpliwość. Chyba, że gospodarz toru po trzydziestym okrążeniu w końcu wywali was z parkuru, coby mógł zacząć konkurs. A najazdy? Wyjdą w praniu!
„Czy muszę już siodłać? Czy jeszcze nie? A co jeśli się spóźnię? Może pójdę już. Albo obejrzę jeszcze dwa przejazdy”. Złota zasada jest taka – lepiej wcześniej, niż później. Najwyżej postępujecie ciut dłużej swojego konia, na dobre mu to wyjdzie, a przy okazji przypomnicie sobie parkur. Nie polecam jednak wsiadać pięć godzin wcześniej, bo koń jednak może się znudzić i w końcu stwierdzi, że idzie do stajni, a nie na żadną rozprężalnie.
„W dziesięć koni na pewno nie zdążę się rozprężyć. Jeszcze dwa wypadły! Przecież nie zdążę nawet zagalopować. Tyle tu ludzi, nie ma gdzie się nawet wcisnąć!” - tak, dziesięć koni to wystarczająca ilość. Nie, nawet jeśli dwa wypadły, to świat się nie skończy. Dlatego patrz rada powyżej, lepiej mieć konia dłużej występowanego. Mniej skoków, więcej rozgrzewki, bo to czego nie przepracowaliście na treningu, to już nie poprawicie na 20 minut przed konkursem. Chociaż zdarzają się tacy, którzy próbują... ale od nich się nie uczymy. A że jest tłoczno? Wystarczy przywiązać czerwoną kokardkę i krzyczeć „Kopieeeeee!”. Nikt nie podjedzie, gwarantowane.
„Uwaaaaaagaaaaaa, okseeeeeeer! O, jednak nie, zrobię koło. Jeszcze jedno, nie pasuje odległość. Uwaga, okseeeer! Nie, koło. No nie pasuje!” - gwarantuję, że po trzynastu zrobionych woltach przed przeszkodą, nie zacznie magicznie pasować. Lepiej pojechać nawet jeśli odległość delikatnie nie pasuje, i potem poprawić skok. Chyba, że planujecie odbić się z pięciu metrów przed tym okserem, to tak, lepiej zrobić koło. Nikt nie lubi czekać, aż karetka wróci ze szpitala, odwożąc szalonego delikwenta.
Żarty żartami, ale przede wszystkim słuchajcie swojego trenera. Zazwyczaj ma on za sobą tyle godzin na rozprężalni, ile wy w siodle przez całe życie. Oczywiście mówimy o rozsądnych trenerach ;)